🌊 Soła: 261 cm NORM ➡️ stab.

Najnowsze aktualności z Oświęcimia i powiatu oświęcimskiego

środa, 27 sierpnia 2025 |
Oświęcim Online dr Adam Cyra

POWIAT. Cichociemny z Babic koło Oświęcimia

W północnej części starego cmentarza w Oświęcimiu, w pobliżu zbiorowej mogiły żołnierzy Armii Czerwonej...

POWIAT. Cichociemny z Babic koło Oświęcimia
POWIAT. Cichociemny z Babic koło Oświęcimia
W północnej części starego cmentarza w Oświęcimiu, w pobliżu zbiorowej mogiły żołnierzy Armii Czerwonej poległych na Ziemi Oświęcimskiej w styczniu 1945 r., znajduje się grób z napisem na pomniku: ŚP. MJR AK PIOTR SZEWCZYK 1908 – 1988 CICHOCIEMNY TOBIE OJCZYZNO.  Piotr Szewczyk urodził się 9 września 1908 r. w Babicach koło Oświęcimia. Jego ojciec Jan posiadał niewielkie gospodarstwo rolne oraz pracował na kolei jako maszynista, natomiast matka Katarzyna z domu Wilk zajmowała się wychowywaniem dzieci. Piotr był najstarszym z rodzeństwa, które było bardzo liczne – brat Franciszek i siedem sióstr: Anna, Wiktoria, Maria, Helena, Zofia, Jadwiga i Bronisława.Rodzice starannie zadbali o wykształcenie najstarszego syna, który wychował się w atmosferze tradycji niepodległościowych i szacunku dla historii oręża polskiego. Piotr uczęszczał najpierw w latach 1915 – 1921 do szkoły powszechnej w Babicach, a następnie ukończył Gimnazjum Koedukacyjne Towarzystwa Szkoły Średniej im. ks. Stanisława Konarskiego w Oświęcimiu, uzyskując w 1929 r. świadectwo dojrzałości.W Oświęcimiu wówczas było pięć klubów sportowych. Piotr odznaczał się wyjątkową sprawnością fizyczną i czynnie uprawiał sport, grając w piłkę nożną najpierw jako zawodnik Towarzystwa Sportowego „Czarni" a potem Towarzystwa Sportowego „Soła", najczęściej w obronie lub pomocy.W latach 1929-1930 studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, lecz po zdaniu egzaminów obowiązujących studentów trzeciego roku, przerwał studia ze względu na trudną sytuację materialną rodziców.15 sierpnia 1931 r. powołano go do Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty w Zambrowie, którą ukończył jako kapral podchorąży 30 czerwca 1932 r. z wynikiem dobrym. W dniu następnym rozpoczął praktykę w 12 pułku piechoty, po odbyciu której w połowie września tegoż roku został przeniesiony do rezerwy. Później jeszcze dwukrotnie w 1934 i 1936 r. odbywał w tym pułku ćwiczenia rezerwy, awansując do stopnia plutonowego podchorążego 11 listopada 1934 r., a z dniem 1 stycznia 1937 r. mianowano go podporucznikiem. Przed wybuchem wojny po raz ostatni odbył ćwiczenia rezerwy w 57 pułku piechoty w maju 1938 r. Znał wówczas dwa języki obce: niemiecki i ukraiński w mowie, co zostało odnotowane przez władze wojskowe w jego rocznej liście kwalifikacyjnej za rok 1938/39.Biograf cichociemnych Krzysztof A. TochBman o służbie Piotra Szewczyka w Policji Państwowej tak napisał:„W 1932 r. wstąpił do Szkoły Policyjnej w Mostach Wielkich, woj. lwowskie. Ukończył kurs oficerów policji w Kowlu (1935) jako przodownik i następnie kurs oficerów służby śledczej PP w Warszawie. Przez pół roku był zastępcą komendanta posterunku PP w Ciechocinku, a w 1936 r. wstąpił do Szkoły Oficerskiej PP w Warszawie. Później pełnił służbę jako zastępca kierownika XVII komisariatu w Warszawie (pół roku). W latach 1937-1939 był instruktorem WF w Szkole Szeregowych PP w Mostach Wielkich i przodownikiem PP w kompanii Rezerwy Policji w Poznaniu. W 1939 r. mianowany aspirantem. 28 sierpnia 1939 r. mianowany szefem biura mobilizacyjnego KG PP".Uczestniczył w wojnie obronnej Polski w 1939 r., dowodząc kompanią karabinów maszynowych Policji Państwowej, która broniła mostów Poniatowskiego i Kierbedzia.W listopadzie 1939 r. przedostał się przez Słowację na Węgry. Stamtąd wrócił do okupowanej Polski jako kurier, aby w styczniu 1940 r. ponownie przekroczyć granicę węgierską i dotrzeć przez Zagrzeb w Jugosławii do Armii Polskiej tworzonej przez gen. Władysława Sikorskiego we Francji.W lutym tegoż roku ppor. Piotr Szewczyk był już żołnierzem Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Trzy miesiące później wraz z nią zaokrętowany na jeden ze statków popłynął z Francji ku dalekiej Norwegii i jako dowódca plutonu w 1. kompanii wchodzącej w skład IV batalionu 2 półbrygady uczestniczył w bitwie o Narwik wiosną 1940 r.Niemcy zwykle nie wytrzymywali nerwowo bezpośredniego starcia z Polakami. Świadczy o tym zdarzenie, jakie spotkało jednego z oficerów IV batalionu, które tak opisał w swoich wspomnieniach Felicjan Majorkiewicz:„Dnia 29 maja Maniewski ochotniczo poszedł na patrol. Przypadkowo znalazł płaski hełm angielski, który nałożył na głowę. W jednym z występów skalnych niespodziewanie wszedł na Niemca. Na widok „Anglika" żołnierz niemiecki z radością wykrzyknął: „Kamerad, good English!" A gdy w odpowiedzi usłyszał „Ich bin kein English, ich bin Pole" – blady ze strachu, drżącym głosem wypowiedział: „Mein Gott! Wieder diese Polen!"Po zakończeniu walk w Norwegii gen. Sikorski powiedział:„Z armii lądowej pierwsza wzięła udział w walce Brygada Podhalańska gen. Szyszko-Bohusza. Jej wysłanie daleko na północ, do Norwegii, nie było rzeczą łatwą. A mimo to zadokumentowała ona wobec świata żywotność Polskich Sił Zbrojnych i naszą niezłomną wolę dalszej walki. W pięknej akcji, trwającej od 17 maja do 7 czerwca, brygada ta zapisała się chlubnie w dziejach wojny i usprawiedliwiła zaufanie, jakie w niej pokładałem".Za bohaterstwo okazane w bitwie o Narwik, już na terenie Szkocji, 10 grudnia 1940 r., ppor. Szewczyk otrzymał z rąk gen. Sikorskiego Srebrny Krzyż Orderu Virtuti Militari, natomiast na posiedzeniu rządu norweskiego w Londynie 20 marca 1942 r. przyznany mu został Krzyż Wojenny z Mieczem. Należy podkreślić, że otrzymało go tylko dwunastu oficerów i żołnierzy Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich, którzy w szczególny sposób wyróżnili się podczas walk w Norwegii.Ponadto po latach, w 1980 r., Piotr Szewczyk otrzymał pismo z Urzędu do Spraw Kombatantów w Warszawie zawiadamiające, że Rząd Królestwa Norwegii uhonorował go medalem wraz z dyplomem o następującej treści: „Major Szewczyk Piotr wziął udział w walkach w Norwegii w 1940 r. w obronie Ojczyzny od 5 maja do 2 czerwca 1940 r. Norwegia składa Ci podziękowanie za wszystko co dałeś Jej w walce o Wolność. Naczelny Wódz Haakon Rex".Kiedy Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich powróciła z Norwegii do Francji w dniu 14 czerwca 1940 r., zdążył jeszcze wziąć udział w walce z Niemcami na terenie Bretanii, otrzymując za obronę tego kraju francuskie odznaczenie „Croix de Guerre" z Palmą.Po klęsce Francji przedostał się latem 1940 r. do Anglii, aby na Wyspach Brytyjskich ponownie stać się żołnierzem.Niełatwa to była droga. Prowadziła przez południową, nie okupowaną część Francji, a następnie Hiszpanię, Portugalię (Lizbona) i z Gibraltaru drogą morską do Anglii, gdzie dotarł we wrześniu 1940 r. Tu został wcielony do 1 Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej, gdzie pełnił służbę instruktora wychowania fizycznego, a prawie rok później, w sierpniu 1941 r., przeszedł do formowanej w tym czasie przez gen. Stanisława Sosabowskiego 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Z szeregów tej Brygady odszedł 16 stycznia tegoż roku, zgłaszając się ochotniczo na kilkumiesięczny kurs szkoleniowy cichociemnych.Koledzy nie wiedzieli o jego nowym przydziale. Kandydaci kierowani do tej wyjątkowo niebezpiecznej służby opuszczali bowiem swoje oddziały po cichu i w tajemniczych okolicznościach. Z tego powodu wśród żołnierzy polskich w Anglii jeszcze w 1941 r. zrodziła się nazwa „cichociemni".Podczas szkolenia cichociemnych następowała ostra selekcja kandydatów.Mówią o tym liczby. Do służby w Kraju, spośród żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, zgłosiło się 2413 kandydatów, z których tylko 606 ukończyło pomyślnie cykl szkoleniowy, a jedynie 579 zakwalifikowano do przerzutu lotniczego. Do okupowanej Polski początkowo z Anglii, a później z Włoch wysłano 316 skoczków spadochronowych – cichociemnych. Z tej liczby poległo w Kraju, w walce z hitlerowcami około 30 procent. Nie sposób kwestionować zasług i wkładu tych żołnierzy „prosto z nieba" w wojnę. Niewątpliwie był on nieproporcjonalnie duży w stosunku do ich liczebności.Przystępując do cichociemnych ppor. Piotr Szewczyk pragnął jak najkrótszą drogą powrócić do Polski i walczyć o jej wolność. Dodatkową motywacją przy podjęciu tej decyzji była świadomość, że na Ziemi Oświęcimskiej hitlerowcy utworzyli KL Auschwitz. Nie wiedział wówczas, że w tym obozie był więziony od 14 kwietnia 1941 r. jego kuzyn Stanisław Halaburda, pochodzący również z Babic, który został rozstrzelany pod Ścianą Straceń, 2 lutego 1943 r.Podczas szkolenia spadochronowego na kursie cichociemnych por. Piotr Szewczyk przeżył dramatyczne zdarzenie, kiedy w czasie jednego z ćwiczebnych skoków zaczepił się spinaczami za główną linkę, która omotała mu nogę i zawisł pod samolotem głową w dół. Miał jednak na tyle siły, że wdrapał się przez nie zamknięty otwór z powrotem do samolotu. Przerażonego instruktora zaskoczył prośbą, której mu nie odmówiono, o jeszcze jeden nawrót samolotu w celu powtórzenia skoku. Tym razem wykonał go prawidłowo. Jego niecodzienne, szczęśliwie zakończone przeżycie długo wspominał angielski instruktor, opowiadając o polskim spadochroniarzu, który podczas kursu skakał „z ziemi do samolotu".Piotr Szewczyk pomyślnie zakończył kurs cichociemnych, awansowany na porucznika ze starszeństwem od 1 stycznia 1943 r. i jako oficer dywersji został zaprzysiężony 19 stycznia tegoż roku w Londynie na rotę AK, przybierając pseudonim „Czer", który stanowił początek nazwiska jego narzeczonej Walerii Czerwik, pozostawionej w okupowanej Polsce i mieszkającej w Oświęcimiu.Ryszard Nuszkiewicz, również cichociemny, w swoich wspomnieniach tak scharakteryzował przyjaciela:„Czer" był człowiekiem, który dla potrzebującego gotów był zedrzeć z grzbietu ostatnią koszulę i podzielić się każdym groszem. Bezpośredni w sposobie bycia, nie dbający o przyszłość, komunikatywny, miał mnóstwo znajomych. Koledzy niemal go ubóstwiali, a kobiety – z uwagi na wyjątkową urodę – bladły na jego widok".Wieczorem 17 lutego 1943 r. por. Piotr Szewczyk zajął na lotnisku Tempsford pod Londynem miejsce w jednym z dwóch samolotów. Odlatywały do Polski dwie ekipy spadochronowe liczące po czterech skoczków.Obok por. „Czera" miejsca w samolocie zajęli ppor. Tadeusz Benedyk ps. „Zahata", por. Józef Czuma ps. „Skryty", ppor. Jacek Przetocki ps. „Oset". Nikomu z tej trójki nie dane było przeżyć wojny. Zginęli w walce lub zostali zamordowani przez gestapo i SS.Ppor. Jacek Przetocki, który poległ 25 maja 1944 r. w akcji na stację kolejową w Rychcicach koło Drohobycza w swoim testamencie pozostawionym w Anglii napisał: „Ciężkie czasy nadchodzą, ale się złamać nie damy, wywalczymy lepsze jutro i zbudujemy nową potężną i nieśmiertelną Polskę, opartą na stałych zasadach prawa, ładu i miłości...".Na razie szczęście wszystkim dopisywało.Lot na placówkę odbiorczą „Puchacz" (operacja „Floor"), położoną 9 km na południowy wschód od Mord w powiecie siedleckim przebiegał pomyślnie. Przy samym zrzucie pułap był jednak zbyt niski, a prędkość samolotu niedostatecznie wytracona, w wyniku czego „Czer" i „Skryty" poważnie się potłukli.Do Warszawy dotarli mając przy sobie tylko fałszywe dokumenty. Delegat Komendy Głównej AK wcześniej odebrał bowiem od nich pasy z pieniędzmi, colty oraz oddzielnie zrzucone pojemniki zawierające broń, granaty i amunicję dla oddziałów partyzanckich.Wspominany już Krzysztof A. Tochman o Piotrze Szewczyku pisze:„Po przybyciu do Warszawy z cc por. Jackiem Przetockim ulokowany został u inż. J. Dodackiego, gdzie wcześniej mieszkał cc „Rudy" (Roman Rudkowski). Gdy leżał potłuczony przyszło do jego mieszkania „Kripo", szukając łapówek. Biorąc go za Żyda lub ukrywającego się oficera, kazali mu się ubierać. Wówczas porwał kapelusz jednego z nich i uciekł z mieszkania drugimi drzwiami".Por. Szewczyk z Warszawy został wiosną 1943 r. skierowany do Kedywu (Kierownictwa Dywersji) Okręgu Lwów AK, gdzie w maju tegoż roku objął dowództwo rejonu dywersyjnego Lwów – Miasto, jednocześnie pełniąc dowództwo ośrodka Kedywu „Śródmieście" Nazywano go tutaj „Piter" lub „Siwy". Inicjował i organizował wiele akcji bojowych w tym mieście, biorąc w nich bezpośredni udział jako dowódca, m.in. w lipcu 1943 r. zdobył materiały wybuchowe, opanowując wykuty w skale magazyn na Czartowskiej Skale. Bez strzału związano ochronę i dozorcę, zdobywając blisko 500 kg limonitu, który przewieziono do Lwowa. Wcześniej, 16 czerwca tegoż roku, „Piter" dokonał śmiałego odbicia ze szpitala przy ul. Janowskiej ciężko rannego więźnia, Jana Bojczuka, ps. „Wik", członka Narodowej Organizacji Wojskowej. Podczas walki, która wówczas się wywiązała, zmuszony był zlikwidować kilku przeciwników. Ponadto w czasie odwrotu, kiedy zamierzano odbitego więźnia ukryć w leśniczówce pod Lwowem, przy próbie zatrzymania uczestników akcji przez niemieckiego wartownika, musiał jeszcze raz sięgnąć po broń i celnym strzałem unieszkodliwił jeszcze jednego przeciwnika.Wysadził także na rocznicę Niepodległości 11 listopada 1943 r. tory kolejowe na linii Lwów – Przemyśl oraz kierował akcją odwetową przeciwko Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) w marcu 1944 r. w Chlebowicach, Świrskich i Czerepinie, a także prowadził akcje likwidacyjne konfidentów we Lwowie.Z dniem 11 listopada 1943 r. uzyskał awans do stopnia kapitana.Tadeusz Siekiera tak zapamiętał konspiracyjne kontakty z kpt. Szewczykiem: „W styczniu 1942 r. zaszła potrzeba delegowania księgowego do organizowanej przez Chełmek fabryki obuwia we Lwowie.(...) zgodziłem się (...). W listopadzie 1943 r.(...) Piotr zaproponował mi czynny udział w AK jako kurier, który okazyjnie jeżdżąc do Chełmka, będzie przewoził korespondencję do Rzeszy. (...) Wczesną wiosną 1944 r. umówiliśmy się na spotkanie w restauracji przy ul. Gródeckiej we Lwowie, naprzeciwko kościoła św. Elżbiety. Usiedliśmy w trzecim pokoju od ulicy, z którego było wyjście na podwórko. Piotr tak siadł przy stoliku, że widział kto wchodzi do restauracji (...). Za chwilę weszło dwóch Niemców z żandarmerii polowej, z „księżycami" na piersi, podeszli do naszego stolika".Kpt. Piotr Szewczyk, mając przy sobie konspiracyjne materiały i broń, nie pozwolił się wylegitymować:„Piotr – relacjonuje dalej Siekiera – spokojnie sięgnął do wewnętrznej kieszeni i za moment usłyszałem strzał, oddany przez niego w twarz pierwszego żandarma, a potem kolejny do drugiego. (...) wybiegliśmy na podwórko. Piotr przerzucił mnie przez mur ogrodzenia, który miał około półtora metra wysokości, sam także go przeskoczył, mówiąc: „Uciekaj osobno i ukryj się, ja ci dam znać, co masz robić dalej?" (...) Po tygodniu przekazano mi informację od Piotra, która zawierała mniej więcej taką treść: „Ten pierwszy, który miał w ręce Twój Durchlasschein (przepustkę), nie odzyskał przytomności i zmarł. Ten drugi został tylko ranny, ale on nie widział Twojego Durchlasscheinu i nie zna Twojego nazwiska, możesz wracać do pracy".Walki we Lwowie w lipcu 1944 rokuW akcji „Burza" we Lwowie i w czasie walk o miasto, które trwały od 23 do 27 lipca 1944 r., dowodził 1. kompanią saperów Kedywu w sile około 300 ludzi, należącą do IV batalionu 19 pułku piechoty AK, która opanowała m.in. budynek Politechniki Lwowskiej. Z ulicy Kopernika szło natarcie na Politechnikę wspierane przez dwa sowieckie samoloty pancerne. Jeden z jego żołnierzy, Leszek Hołub, zapamiętał, „że kiedy nacierający otrzymali ogień, powstała wśród nich panika. „Towariszczi partizany w pieriod" – krzyczeli pancerniacy. W pierwszej chwili mogło się wydawać, że natarcie zalegnie, ale kapitan Piotr Szewczyk wysunął kompanię Kedywu na czoło. Śmiało przeskoczyli otwartą przestrzeń pola ostrzału i wdarli się do gmachu".Krzysztof A. Tochman w biografii Piotra Szewczyka jeszcze odnotowuje: „Brał udział w zdobyciu części Skniłowa do lotniska, Dworca Głównego, 2 komisariatów, więzienia przy ul. Łąckiego, budynku „Sokoła" i szkoły Sienkiewicza, gdzie kwaterował Wehrmacht, garaży przy Kolejowej, Uniwersytetu, Poczty, Ossolineum, kościoła św. Magdaleny, kościoła Uniwersyteckiego i cerkwi św. Jura".Opanowywanie Lwowa przez Armię Czerwoną odbywało się stopniowo, z pomocą walczących o wyzwolenie tego miasta oddziałów Armii Krajowej. Towarzyszył tym walkom ogromny entuzjazm ludności polskiej Lwowa, która w zajętych dzielnicach wywieszała na domach biało-czerwone flagi.Od 25 lipca 1944 r. do miasta zaczęły masowo napływać oddziały sowieckie, a mieszkańcy z niepokojem oczekiwali na wyjaśnienie sytuacji politycznej. Dwa dni później żołnierze Armii Czerwonej całkowicie już opanowali Lwów, wypierając z jego obszaru oddziały niemieckie. W czasie kilkudniowych walk o to miasto oddziały AK straciły kilkuset ludzi w zabitych lub rannych. Wkrótce nastąpiły podstępne aresztowania dowódców a później żołnierzy AK.„31 lipca – pisze Stanisław Pempel – na życzenie wojskowych władz radzieckich Szef Sztabu 5 Dywizji AK, mjr „Taśma" – Kornel Stasiewicz, zarządził na godz. 21.00 odprawę w kwaterze Komendy (...). Stawić się winni komendanci dzielnic, ich zastępcy oraz dowódcy kompanii i zgrupowań. Dotyczyło to wszystkich oficerów sztabu okręgu. Powinno stawić się około 60 oficerów, ale niektórzy dowódcy nie zastosowali się do rozkazu, nie mając zaufania do władz sowieckich nie przyszli.Zgromadzonych w Komendzie oficerów AK, gen. Iwanow zaprosił do swojej kwatery (...). Poproszono ich na I piętrze do dużej sali, w której oczekiwało pod ścianami około 30 radzieckich oficerów. Po zajęciu miejsc przy stole wg starszeństwa stopni, Szef Sztabu Okręgu mjr Stasiewicz złożył meldunek, po którym prowadzący odprawę pułkownik sowiecki wyjął z szuflady 2 pistolety krzycząc: „Ruki w wierch!" Na ten sygnał wbiegli do sali czerwonoarmiści z pepeszami w rękach, a oficerowie radzieccy rzucili się na siedzących oficerów AK wykręcając im ręce, po czym schodami obstawionym wojskiem sprowadzono ich do sutereny, a następnie odwieziono do więzienia przy ul. Łąckiego, (...).Aresztowania zakończone „internowaniem" uwięzionych, prowadzone początkowo przez kontrrazwiedkę, kontynuowało NKWD prowadząc „intensywne" śledztwo, po którym sądzeni otrzymywali bardzo wysokie wyroki i zsyłkę do karnych obozów. (...) ponad 2 tysiące aresztowanych przez NKWD i skazanych członków lwowskich organizacji niepodległościowych pozostało (...) w obozach karnych i na zesłaniu aż do drugiej połowy lat pięćdziesiątych. Niestety nie wszyscy doczekali zwolnienia i repatriacji do Polski".Aresztowany do stopnia majora z dniem 2 sierpnia 1944 rokuPiotr Szewczyk, nie przybywając na wspomnianą naradę, uniknął aresztowania przez NKWD i przedostał się we wrześniu 1944 r. ze Lwowa do Lublina. Czynił to z myślą o wstąpieniu do regularnego Wojska Polskiego, a zachęciła go do tego akcja werbunkowa do Ludowego Wojska Polskiego prowadzona przez gen. brygady Kazimierza Strzeleckiego, który wcześniej był szefem Oddziału IV Komendy Obszaru Lwów. Szewczyk zrealizował swój zamiar, zostając zweryfikowany do stopnia podpułkownika i pod przybranym nazwiskiem Piotr Skotnica wyznaczony na dowódcę batalionu i zastępcę dowódcy 7 pułku piechoty w 9 Dywizji nowo formującej się II Armii Ludowego Wojska Polskiego.Zaczęło mu jednak grozić, jako byłemu oficerowi AK, aresztowanie.W tej sytuacji zdecydował się w listopadzie 1944 r. na dezercję. Wrócił do Lwowa i na rozkaz zastępcy komendanta Obszaru Lwowskiego AK i szefa Kedywu, ppłk.. Jana Władyki, zamierzał jako kurier organizacji „NIE", utworzonej w tym mieście przez akowców 1 sierpnia 1944 r., poprzez Rumunię dotrzeć do Londynu. Wyjechał do Tarnopola i przy próbie przejścia granicy rumuńskiej, przypuszczalnie w okolicach stacji kolejowej Waduł-Siret, został postrzelony w nogę przez patrol sowieckiej straży granicznej. Rannego umieszczono w pobliskim więzieniu, a później przewieziono do szpitala w Czerniowcach, gdyż zaczęła mu gnić noga. Stąd po przebytym tyfusie uciekł w marcu 1945 r., wyskakując ze szpitalnego okna na pierwszym piętrze. Przedostał się przez Śniatyń i Stanisławów do Lwowa, a w miesiąc później do Krakowa. W maju 1945 r. udał się do Warszawy. Posługiwał się wówczas przybranym nazwiskiem Piotr Brzeg.Wkrótce zgłasza się do płk. Jana Gorazdowskiego, ps. „Wolański", który w tym czasie był szefem Wydziału Personalnego Komendy Głównej Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. Ten kontaktuje mjr. Piotra Szewczyka z kapitanem Emilią Malessą, pełniącą w czasie okupacji funkcję szefa „Zagrody", czyli zagranicznej łączności kurierskiej KG ZWZ/AK. Posługuje się ona pseudonimem „Marcysia". „Czer" szybko zyskuje jej zaufanie , ponieważ kiedyś był kolegą męża „Marcysi", majora Jana Piwnika, ps. „Ponury", słynnego dowódcy Zgrupowania Partyzanckiego AK w Górach Świętokrzyskich, poległego w Jewłaszach na Nowogródczyźnie w starciu z hitlerowcami 16 czerwca 1944 r.Major Piotr Szewczyk wyjeżdża na polecenie Emilii Malessy z Warszawy około 24 lipca 1945 rokuNastępnie przez Katowice – Bielsko – Cieszyn i „zieloną granicę" przedostaje się na teren Czechosłowacji do Pragi i Pilzna. Następnie przez Niemcy oraz Francję dociera do Londynu, gdzie 3 września 1945 r. zameldował się w Oddziale VI Sztabu Naczelnego Wodza. Tam zdał relację z dotychczasowych wydarzeń gen. Stanisławowi Tatarowi, ps. „Tabor", który kierował „całością zagadnień wojskowych związanych z Armią Krajową". Przeprowadził również rozmowy z innymi oficerami tego oddziału, np. płk. Marianem Utnikiem, ostatnim szefem VI Oddziału.Od tego ostatniego otrzymał polecenie, aby powrócił jako zdemobilizowany żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie do Polski i przekazał instrukcje dla płk. Jana Rzepeckiego, który objął kierownictwo organizacji „Wolność i Niezawisłość" (WiN), utworzonej 2 września 1945 r., w miejsce rozwiązanej 6 sierpnia Delegatury Sił Zbrojnych.Piotr Szewczyk opuszcza Londyn 25 września i 15 października tegoż roku jest już w Warszawie. Przewieziona przez niego w pędzlu do golenia poczta zawiera rozkaz zaprzestania zbrojnej walki w Kraju, zlikwidowania „WiN"-u i utworzenia 14 placówek wywiadowczych. Do tego jednak nie dochodzi, ponieważ mjr Piotr Szewczyk zostaje wraz z płk. Janem Rzepeckim i innymi osobami z pierwszego kierownictwa „WiN" aresztowany w Warszawie na początku listopada 1945 r.Tym razem żołnierskie szczęście zawiodło goMajor Szewczyk został zatrzymany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa w dniu 4 listopada, gdy zamierzał spotkać się z „Marcysią", nie wiedząc, że wcześniej już ją aresztowano. Znęcano się nad nim podczas śledztwa i był osobiście maltretowany przez płk. Józefa Różańskiego (prawdziwe nazwisko Goldberg), szefa Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, w stosunku do którego zajmował nieprzejednanie hardą postawę, a nawet mu w śledztwie nawymyślał. Z polecenia płk. Różańskiego miał być za to otruty, lecz funkcjonariusz UB nie wykonał tego zbrodniczego rozkazu.Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z 7 maja 1947 r. Piotr Szewczyk, kurier rządu emigracyjnego do organizacji „WiN", został skazany jako uczestniczący „w związku mającym na celu obalenie demokratycznego ustroju Państwa Polskiego" na karę śmierci. W sentencji wyroku można przeczytać, że skazany „posiadał odznaczenia: Krzyż Virtuti Militari (...), Krzyż Norweski i Francuski „Croix de Guerre", a także był on „komendantem miasta Lwowa i w okresie zdobywania tego miasta położył wielkie zasługi, współpracując w partyzantce AK z Armią Czerwoną".W treści wyroku nie ma najmniejszej wzmianki o zasługach mjr. Piotra Szewczyka położonych wcześniej w walce z hitlerowcami i o tym, że za działalność konspiracyjną był odznaczony trzykrotnie Krzyżem Walecznych. W sumie czyni to jeszcze bardziej niesprawiedliwym i absurdalnym ten bezpodstawny wyrok. Wspomniany sąd wystąpił w składzie: przewodniczący – mjr Józef Warecki, sędziowie – mjr Józef Abramowicz, por. Jan Grynkiewicz i protokolantka Irena Zanghi.Powyższy wyrok zatwierdził decyzją z 25 czerwca 1947 r. Najwyższy Sąd Wojskowy w składzie: przewodniczący – płk Władysław Czarnowski, sędzia sprawozdawca – ppłk Bohdan Zwinklewicz, sędzia – ppłk Józef Dziowgo i protokolant – por. Eugeniusz Pietruszewski.Prośba Emilii Malessy wysłana do prezydenta Bolesława Bieruta – odnośnie uwolnienia Piotra Szewczyka – została przez niego odrzucona. Niemniej, decyzją Bieruta z 2 lipca 1947 r., karę śmierci zamieniono mu na piętnaście lat więzienia.Warto także nadmienić, że mieszkańcy rodzinnych Babic zebrali kilkaset podpisów pod prośbą o ułaskawienie Piotra Szewczyka. Być może, że wpłynęła ona na powyższą decyzję B. Bieruta.Proces mjr. Szewczyka – jak wiele jemu podobnych – był przejawem politycznego stalinizmu, który polegał na terrorzePpor. Zygmunt Mączyński, aplikant Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie, tak zapamiętał atmosferę, która panowała w tym sądzie w pierwszych latach po wojnie: „W lecie 1947 r. kierownictwo sądu uległo kolejnej rotacji, (...) Wkrótce prezesem sądu został – przeniesiony z Wrocławia – mjr Aleksander Warecki, prawnik. I teraz rozpoczął się terror i bezprawie. Mjr Warecki i szef Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Różański, szybko znaleźli wspólny język rozpoczynając „uzdrawianie" wymiaru sprawiedliwości Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. (...) Mjr Aleksander Warecki wprowadził „zwyczaj" meldowania się sędziów z aktami sprawy przed rozpoczęciem sesji, w godzinach 8-9 rano. Każdy z nich informował, jakiej przewodniczy rozprawie; major wyciągał wówczas wokandę i mówił: „W tej sprawie wolna ręka". Albo: „Tu musi być kara śmierci". Albo – w najważniejszych – „Musi być kara śmierci, bo tak sobie życzy sam płk Różański". Sędziowie, którzy nie zdołali się wyzbyć resztek sumienia i poczucia przyzwoitości bardzo przeżywali takie „rozkazy". Ale znaczna część pozbawiona była jakichkolwiek uczuć oprócz żądzy awansu i tych owo postępowanie zupełnie nie raziło".Major Piotr Szewczyk przebywał najpierw w więzieniu na Mokotowie. Zetknął się tam m.in. z cichociemnym por. Stefanem Starba Bałukiem oraz słynnym asem lotnictwa myśliwskiego płk. Stanisławem Skalskim i płk. Zygmuntem Walterem-Janke, dowódcą Okręgu Śląskiego AK. Ostatni dwaj z wymienionych również byli skazani na karę śmierci.Klucznicy w więzieniu mokotowskim zwracali się do osadzonych w nim per bandyto lub s.......u, a jeden z oficerów śledczych miał zwyczaj podprowadzać przesłuchiwanych do okna i oświadczał im: „Widzicie tę trawę? Pod nią leży wielu takich jak wy. Jeżeli się nie zmienicie, będziecie tam leżeć".Jedną z rozlicznych tortur stosowanych w tym więzieniu była tzw. „wieczorna plaża". Nadzy więźniowie stali nieraz przez wiele nocy przy otwartym oknie polewani zimną wodą. Już po kilku takich nocnych „stójkach" wszystkim puchły nogi. Z kolei w tzw. mordobijni działy się rzeczy dantejskie, kończące się przeważnie chorobą psychiczną dręczonych ludzi. Uwięzieni od miesięcy nie mogli się golić ani myć. Zdarzało się, że zmuszano ich zarówno do lizania ściany, jak i fekaliów.Tam wobec skazanych straż więzienna okazywała wrogość groźbami i obelgami: „S........y, zbrodniarze, tutaj zostawicie swoje gnaty!", a oficer straży więziennej zwykle wygłaszał powitalne przemówienie: „To nie pensjonat, ale więzienie. Pamiętajcie, że jesteście zbrodniarzami, bandytami i tak będziecie traktowani. Polsce Ludowej nie jesteście potrzebni. A teraz was przywitamy...". I rozpoczynało się powitalne bicie.Jedną z ulubionych zabaw straży więziennej we Wronkach była „ucieczka do Anglii". Betonową posadzkę w celi polewano wodą i leżącym na niej nagim więźniom polecano wiosłować rękami, pytając przez judasza: „Co robicie?" – „Płyniemy do Anglii" – odpowiadali chórem. Na pytanie: „Daleko macie?", musieli zgodnie odpowiedzieć: „Brzegu nie widać...". „No to płyńcie, s.......y! – orzekał strażnik.W marcu 1953 r. zmarł Józef Stalin i ujawniono znaczną część zbrodni Urzędu Bezpieczeństwa, które nazwano „wypaczeniami" i „łamaniem prawa". Trzy lata później zrewidowano i sprawę mjr. Piotra Szewczyka.4 maja 1956 r. prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej podjął decyzję o zastosowaniu amnestii z 27 kwietnia tegoż roku. W jej wyniku mjr Szewczyk odzyskał wolność po ponad dziesięciu latach odosobnienia i 8 maja 1956 r., w jedenastą rocznicę zakończenia drugiej wojny światowej, opuścił więzienie w stanie krańcowego wyczerpania.Za murami pozostawił tragiczne przeżycia:ciężkie śledztwo, absurdalne zarzuty i proces, w którym jego obrońca Witold Szulborski niewiele miał do powiedzenia. Powoli wracał do rzeczywistości. Schorowany i z piętnem więziennych przejść. Odebrano mu jednak coś więcej niż zdrowie. Miał pełne prawo uchodzić po wojnie za bohatera, a w oczach ludzi niezorientowanych utrwalono inny obraz tego człowieka. Skrzywdzony w latach czterdziestych i pięćdziesiątych nie chciał formalnie dochodzić swojej niewinności. Wystarczył mu sam fakt uwolnienia. Nie miał siły i energii po więziennych przejściach, aby jeszcze raz zwracać się do sądu, przypominać sobie przeżyty koszmar. Nie starał się o rehabilitację ani o jakiekolwiek odszkodowanie. Sądził bowiem, że nic nie jest w stanie wymazać cierpień i krzywd moralnych jakie przyniosły żołnierzom AK haniebne procesy polityczne.Piotr Szewczyk nie zmienił także nigdy swoich przekonań, jak również postawy pełnej godności i honoru. Nie poddał się zakłamaniu, a nie mogąc znaleźć jako były więzień polityczny odpowiedniej dla siebie pracy, zatrudnił się w 1958 r. warsztacie stolarskim, wykonującym wyroby z okleiny i galanterii drzewnej. Kolejno pracował w takich warsztatach w Krościenku, Piasecznie i w Warszawie, gdzie dopiero ciężka choroba, którą przebył na początku 1986 r. uniemożliwiła mu czynną pracę zawodową. Miał wówczas 77 lat. Bardzo już schorowany, samotny, w trudnych warunkach materialnych znalazł oparcie i pomoc, a także troskliwą opiekę ze strony rodziny zamieszkałej w Babicach koło Oświęcimia.Tam poznałem „Czera", zamkniętego w sobie i nieufnego, będącego przez wiele lat pod obserwacją Służby BezpieczeństwaZ trudem udało mi się pokonać jego wewnętrzne opory do nawiązywania nowych kontaktów z ludźmi i zaprzyjaźnić się z nim, chociaż każdą rozmowę ze mną kończył słowami: „Proszę o mnie nic nie pisać".Mimo to udało mi się uzyskać od niego szereg cennych materiałów dokumentalnych. Część z nich po sfotografowaniu przekazałem do Izby Pamięci Narodowej, istniejącej już od dawna w Szkole Podstawowej im. 6 Pomorskiej Brygady Powietrzno-Desantowej w Babicach. Po raz pierwszy wówczas w rodzinnej miejscowości mjr. Piotra Szewczyka młodzież dowiedziała się o jego zmaganiach z hitlerowcami i życiu pełnym poświęcenia dla Polski.Mjr Piotr Szewczyk, niezwykle skromny człowiek, mając 79 lat, odszedł w dniu 28 stycznia 1988 r. na wieczną wartę i został dwa dni później, 30 stycznia, pochowany na cmentarzu parafialnym w Oświęcimiu.Nie doczekał już zmian ustrojowych, które nastąpiły półtora roku po jego śmierci i wolnej, niepodległej Polski, za którą tylu Polaków oddało swoje życie.W dniu 3 maja 1992 r. na Ścianie Pamięci – „Pro Memoria" cmentarza parafialnego, upamiętniającej zasłużonych absolwentów Liceum Ogólnokształcącego im. St. Konarskiego w Oświęcimiu, odsłonięto tabliczkę z nazwiskiem majora Piotra Szewczyka, a także jedna z ulic w Oświęcimiu również nosi jego imię.Adam CyraOświęcim, dnia 24 września 2016 r.
Źródło: Oświęcim Online

Oceń artykuł

/5 ( ocen)

Komentarze

Dodaj swój komentarz

Pozostało: znaków

Pozostało: znaków

Przesuń suwak w prawo, aby odblokować

Przesuń w prawo → ✓ Odblokowane
Weryfikacja zakończona pomyślnie!

Brak komentarzy. Bądź pierwszy!

Ładowanie komentarzy...